Scream Machines
Rollercoastery są jak polityka. Wsiada się do wagonika, który nagle zaczyna skakać w dół i w górę jak nasz złoty, zmienia kierunki jazdy jak niektórzy politycy lewicę albo prawicę, aby w końcu zlecieć szybciutko na dół, czyli tam, gdzie wsiedliśmy. Zupełnie jak w życiu…
Nigdy nie wiedziałem, po co ludzie płacą ciężko zarobione pieniądze, aby przeżyć chwile grozy i strachu (najczęściej połączone z bólem głowy i brzucha). Od rollercoasterów, olbrzymów górujących nad każdym większym parkiem rozrywki, trzymałem się zawsze z dala. Może właśnie dla takich ludzi jak ja powstał Rollercoaster Tycoon, gdzie mieliśmy szansę stworzyć park rozrywki swoich marzeń i takiego rollercoastera, z którego wrzaski i piski nabranych frajerów dałyby się słyszeć na milę. Moje życzenie jest bliskie spełnienia – oto nadchodzą Scream Machines, czyli maszyny do robienia grubych pieniędzy i milionów decybeli wrzasków.
KRZYCZ, PÓKI JESZCZE MOŻESZ
Pierwsze wrażenia rzeczywiście są krzykiem. Krzykiem nieskończonej rozpaczy… Wielce rozbudowane jest menu, którego najistotniejszą częścią jest Exit (1/3 dostępnych opcji). Pozostałe 2/3 to Load oraz New, czyli rozpoczęcie zabawy (?) z rollercoasterem. Trzymajcie się swoich pasów bezpieczeństwa, bo później jest jeszcze gorzej.
Właściwie cała gra wygląda jak edytor dla twórców, a nie komercyjny produkt dla mas. Producenci ograniczyli się tylko i wyłącznie do budowy rollercoastera, więc o całym wesołym miasteczku radzę szybko zapomnieć.
Grafika jest gorzej niż biedna. Nie uświadczymy ani jednego drzewka, krzaczka, tylko wielkie pole tekstur, jako teren naszych działań. Takie podejście z pewnością jest bardzo nieprofesjonalne. Kiedy chcemy przygotować w końcu jakąś jeżdżącą zabawkę, pojawia się kolejny kłopot – interfejs. Tragedia. Kto w XXI wieku ma ochotę otwierać trzy okna tylko po to, żeby w jednym przestawić widok, drugim utworzyć część toru, a w trzecim nadać nazwę naszej kolejce? Chyba nikt. Jednak utworzenie kolejki górskiej, to jest to! W tym programie to jest po prostu niemożliwe. Nie wiem, ile razy trzeba podchodzić do tego czegoś, co śmie się nazywać grą komputerową, żeby stworzyć cokolwiek. Kłopoty zaczęły się już przy pierwszym zakręcie. Mnogość, zdawałoby się ważnych, opcji niszczy cały ten programik. Wystarczy, że przesuniesz trochę suwaczek nie w tę stronę, co trzeba i bum! Nie pozostaje nic innego, jak zniszczyć feralny kawałek żelastwa. To co nam pozostaje? Popatrzeć, jak wygląda stworzony tor. A wygląda jak jakieś doświadczenie chorego (na rozum) naukowca, który chciał udowodnić, że jednak da się zjechać te xxx metrów bez urwania głowy. W grze nie ma żadnych ograniczeń, pomagających stworzyć kolejkę, którą ktokolwiek chciałby pojeździć (i która sama ruszyłaby z miejsca). Obawiam się, że nawet największy desperat nie wydałby grosza, aby przejechać się ową maszyną.
UCIEKAJ OD MASZYN KRZYKU
Czym prędzej! Ta gra nie jest warta nic, chyba że jesteś emerytowanym specjalistą od budowy takich cacek z Disneylandu i strasznie tęsknisz za robotą. Ale nawet wtedy obrócisz w piach odwieczne prawo, według którego to gra jest dla gracza, a nie odwrotnie. Jeżeli ktoś ma jakieś argumenty przeciw powyższemu stwierdzeniu, zapraszam do kupna gry. Jeśli nie spotkamy się po tej czynności w domu bez klamek, to będzie cud.
I chyba tylko cud może pomóc tej grze…